Kora brzozy i kawa na dowidzenia

Do wełny nawłociowo żółtej chciałam dobrać coś z fioletów, niebieskich bądź różów. Czarny bez miał jeszcze kiście owoców, które dawały szansę na takie kolory. Poczytałam o farbowaniu czarnym bzem i ... czarno mi się przed oczami zrobiło. 
Słowo klucz - cyjanowodór! A ja we własnej kuchni przecież to robię, zupy gotuję, dzieci się kręcą! Po za tym farbowanie surowymi owocami ma jeszcze inne mankamenty. Sprawdzić możecie sami - klik
Pewnego wrześniowego dnia, za płotem, zobaczyłam kupę drewna, brzozowych szczap, które sąsiadka zamówiła na zimę do kominka.  "Biała, a farbuje na różowo" - przypomniał mi się tytuł innego artykułu Oli z Dzikich Barw, o brzozie właśnie. Wzięłam więc garnek i poszłam po prośbie. Odłamałam trochę kory i pokruszyłam na mniejsze kawałki. Nie było to łatwe, bo kora ze starszego drzewa jest zdrewniała i twarda. Moczyłam kawałki w wodzie przez 48 godzin, potem 2 godzinki gotowałam (drzewa trzeba gotować). 
Po odcedzeniu nie dodawałam tym razem ałunu, ale samą sodę. 
Włóczkę moczyłam w takiej kąpieli przez 15 godzin. Córka dołożyła jeszcze swój top bawełniany, którego biel znacznie ucierpiała podczas wakacyjnych wojaży 😟.
Zapach był przyjemny, drzewny, może z lekką nutą ogniska. No ale patrząc na zawartość kociołka już wiadomo, że różu z tego nie będzie. Kora brzozy zasadniczo daje odcienie beżowe po brązy, a róż Oli stanowił tylko ciekawy wyjątek. Nam wyszło książkowo - jasny beż. Może z nikłym powinowactwem do różu 😉
Miał być to koniec barwierskich przygód w tym sezonie. Ale córce nie podobał się nowy odcień koszulki, po za tym nie ufarbowała się równomiernie. W garnku było za ciasno, nie mieszałam też zanadto, żeby  wełny nie poplątać, więc widać było takie jakby zacieki. Postanowiła potraktować to czymś na brązowo. Chwila wahania - orzech włoski (który słabiutko w tym roku obrodził) czy kawa? Kawa! Bo ładnie pachnie jak się gotuje i już nie trzeba z przygotowaniem surowca się trudzić. Znalazłyśmy bowiem w kuchennej szufladzie prawie pełną paczkę mielonej kawy! Była to pośledniej jakości mieszanka, nieco już zwietrzała, przywieziona z poprzednich wakacji, a zakupiona na chybcika do ekspresu przelewowego co na kwaterze był. Powinna już dawno skończyć na kompoście, a tu proszę, jeszcze się przyda! Nie jestem zwolenniczką przydasiów, które z reguły zagracają szafy i szafki, nie przydając się finalnie na nic i z reguły je wyrzucam. Po kilkuletnim okresie karencji oczywiście😜, bo czasem zdarzają się miłe niespodzianki. Tej kawy było z 200g, dużo jak na farbowanie, szybko wyszperałam jeszcze trochę bawełny ecru i namoczyłam w sodzie.  A córka na koszulce zrobiła wiązania, taki tie-dye. I tak pewnej niedzieli koło południa, obok gara z rosołem, na kuchni stanął też saganek z kawą. 
Gotowała się 2 godziny. Do odcedzonego wywaru dałyśmy ałunu, do tego wsad tekstylno-włóczkowy i gotowało się jeszcze godzinę. Potem całonocne moczenie. 
Wyszło takie fajne latte. 
To była kawa na dowidzenia. Postanowiłam, że farbowanie będzie działalnością sezonową, na lato właśnie. Plan ambitny zakładał, że to co teraz pokolorowałam, zimą przerobię. Inny plan ambitny - żeby udzierg był tylko z roślinnych farbowań. Niestety, za mało mam jeszcze tych kolorów i włóczek, żeby coś większego i sensownego wymyślić. Chyba muszę je schować w ciemne miejsce i poczekać do następnego lata. Bo przygoda z naturalnym farbowaniem bardzo mi się podoba! I nawet młodzież się wciąga 😀 
Na kolor ostateczny może wpływać mnóstwo czynników i nie da się tego łatwo ogarnąć! Potrzeba trochę wiedzy z zakresu botaniki, chemii, a i tak na koniec wychodzą czary-mary! 
Wsiadam więc na miotłę i lecę do ciepłych krajów. 😎Arrivederci!!!

Komentarze

  1. Włóczka fajnie wygląda po farbowaniu brzozą, koszulka już mniej fajnie, za to farbowanie kawą dodało bluzce uroku. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i podzielenie się opinią :))
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Bardzo interesujące zagadnienie z tym farbowaniem. Nie sądziłam, że owoce też można do tego wykorzystać. Super, że się tym dzielisz z nami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka to satysfakcja wiedzieć, że temat zainteresował inne dziewiarki :))
      Dziękuję!

      Usuń
  3. Wspaniała ta Twoja przygoda barwierska, tworzenie ciekawych kolorów i poznawanie mocy natury. Dla mnie świat roślin i w ogóle natura jest nieskończonym źródłem inspiracji. Sama nie farbuję wełny, może kiedyś. Z owoców czarnego bzu robię syrop, wiem że w surowej postaci zawiera on toksyny, ale wystarczy poddać obróbce termicznej, więc na Twoim miejscu nie zniechęcałabym się do tego barwnika, może dać ciekawy efekt. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zachętę do kontynuowania przygody, szczególnie z czarnym bzem :-) Może w następnym sezonie...

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze są sposobem komunikacji z czytelnikami i zawsze bardzo mnie cieszą !!! Uprzedzam jednak, że komentarze zawierające linki, reklamy i autopromocje będą usuwane.