Drutozlot 2023

Wychodzę z domu o 7.25. Podwózka autem na dworzec, potem pociąg, przesiadka, pociąg, jestem w Toruniu! Jeszcze autobus i tramwaj, żeby dostać się na miejsce zdarzenia. Tramwaj uciekł, no nic, pójdę pieszo, okolica malownicza. Wpadam na halę ok. 11.30. Melduję się przy stoliku z biletami, dostaję żółtą przepaskę i uradowana cykam pierwszą fotkę na tle pamiątkowej ścianki. O 12.15 mam warsztaty z Iwoną Eriksson. Jeszcze zdążę na stoiska!


Harmider jak w ulu, kolorowo, wesoło. Po lewej ręce Dye Dye Done, do którego zapraszają dwie postacie w bogato zdobionych kapeluszach i gustownych sweterkach. Postacie nie mówią nic, nawet gdy kapelusze raz po raz są zabierane, bo odwiedzający koniecznie chcą mieć zdjęcie z takim rekwizytem na głowie.



Po prawej ręce Królowa Owca. Małgosia i Magda uwijają się przy motkach, pokazują, doradzają, przystrojone w złote, papierowe korony. Zasłużenie, wszak są organizatorkami całego zajścia! Oglądam chwilę nową kolekcję włóczek skarpetkowych o nazwie Vincent van Gogh od Opala, dotykam mięciuchne kłębki MerinoYak, ale nabywam tylko 2 komplety słodkich markerów. Na prezenty. 


Jak tu wypatrzeć znajomą twarz? Chyba mignęła mi Joasia - Klikaf. I jeszcze Monika - Rude Druty. Miała być Marta - Ma-i-Ka, nie widzę. O, a tu pośrodku stoi Ania Cierniak, która niedawno zaczęła nagrywać vlog, jak mówi "tak dla siebie" i prowadzi go z neofickim entuzjazmem. To właśnie mnie ujęło, bo najważniejsza w tym całym dzierganiu jest frajda! (Zazdroszczę też, że potrafi nagrywać, jednocześnie prowadząc samochód, bo ze mnie kierowca tak kiepski, że w stanie spoczynku 😟)



Wiedziałam, że będę mieć mało czasu, toteż zawczasu się przygotowałam. 
Mam plan z zaznaczonymi stoiskami. 
Mam skromną listę zakupów. 
Mam pytania do niektórych wystawców. 

Do Natalii z Na.Sztuki Studio idę po ceramiczne guziki. Pamiętałam wywiad z jej udziałem w podcaście u Lusi (ten odcinek), gdzie opowiadała o swoim młodym biznesie oraz jak powstają przedmioty, które potem nabywamy. Jako projektant sztuki użytkowej i dziewiarka zarazem, opracowała metalowe blokery do skarpet, malowane proszkowo. Nie zapadłam jeszcze na zaawansowaną postać skarpetkozy, która nieuchronnie wymaga inwestycji w blokery. Ale spodobały mi się inny pomysł - ceramiczne guziki i wybieram 4 duże, czekoladowe. Wyobrażam je sobie na jasnym, puchatym sweterku 😉




Dopchać się do Włóczek Warmii nie jest łatwo, szczególnie do regału z Mirellkami. No może wreszcie zrobię tę kamizelkę dla przyjaciółki, której połowę już nawet miałam, o tutaj? Decyduję się teraz na motek w fioletach i jeszcze chcę dodać Merino Soft w jednolitym kolorze, ale nie ma. "Nie mogliśmy zabrać wszystkiego" słyszę. Kiwam głową ze zrozumieniem. Ograniczenia przestrzenne widać gołym okiem, a nawet doświadczyć można całym ciałem, gdy niechcący się kogoś nadepnie, a ktoś inny trąci łokciem. Gosia pociesza, że mam w swoim motku tyle odcieni, iż łatwo będzie coś dobrać z kolorów jednolitych, nawet na odległość. Zamieniam z nią też kilka słów o farbowaniu 😊



"Przepraszam, gdzie jest koniec kolejki?" i ustawiam się do Rencami, czyli stoiska z metkami. Czekam, aż inni wybiorą i zapłacą, już zerkam nerwowo na zegarek, zdążę, nie zdążę? Tu podobnie, asortyment częściowy, pełna gama kolorów w sklepie internetowym. Szybko wybieram kilka metek, również będą w prezencie.


Na koniec Ina z pracowni OwcaART i jej bajeczne, ręcznie przędzione nawoje. Obserwuję jej stronę  już od jakiegoś czasu i sobie podziwiam i marzę, że kiedyś coś wreszcie nabędę. "No to proszę, wybierz sobie. Jaki Ci się podoba?" "Coś bardzo kolorowego, może z takimi bąblami". Drutozlot trwa od dwóch godzin,  kolorowe niestety chyba zeszły. Czasu naprawdę już nie mam i na warsztaty  niechybnie wpadnę spóźniona. Niech będzie coś w stronę morza... 
Ta wełna spocznie najpierw w gablotce, żebym mogła się nacieszyć, może czasem założę ją na szyję, w formie naszyjnika, aż wreszcie wplotę w gobelin, który będzie wisiał nad schodami. Zamówił go u mnie  mąż, jakieś dwa lata temu. Z poprzednich wakacji przywieźliśmy znad morza różne kije znalezione na plaży, by posłużyły do mocowania. To był pierwszy krok. A teraz mam 20 m wełny - to już drugi krok. Trzeci, odnośnie prowizorycznej ramy tkackiej, podpowiedziała Ina, gdy poprosiłam ją o radę w tej kwestii 😃





Nie zdążyłam już na kawę (kolejka), ani do toalety (jeszcze dłuższa kolejka). No ale chyba w trakcie 3-godzinnych warsztatów będzie jakaś przerwa? (Była!) Wpadłam na nie jako ostatnia. Uff!

Okazały się one czasem wytchnienia, wyciszenia przy miarowej pracy, w niezwykle przyjaznej atmosferze. "Różne kształty chust na drutach" - taki temat. Dokładnie 4 rodzaje chust zostały na przykładach omówione oraz przerobione - w formie próbki, a notatki poczynione. Było też o blokowaniu, języku wzorów dziewiarskich, kto nie umiał nauczył się wykonywać narzut, dwa oczka w jednym, ssk, k2tg, itp, itd. Poziom - zróżnicowany, ale wszystkie dziewczyny pięknie i szybko dały radę.  Poznałam też nową koleżankę do dziewiarskich pogaduch u siebie, na miejscu! Bo nieraz trzeba przejechać 200 km, żeby spotkać sąsiada zza miedzy. 😀

Warsztaty wybrałam ze względu na:

  • Prowadzącą. W końcu miałam okazję popracować z Iwonką na żywo! Bardzo podoba mi się jej podejście i motto "dziergaj świadomie" - żeby nie tylko sztywno podążać za wzorem, ale orientować się co to na drutach się dzieje, dokąd zmierza ta robótka, jak wyjechać z błędnej uliczki. W prezencie dostałyśmy jej nowy wzór na chustę Wisła (niedużą, do zrobienia z 1 motka 100-gramowego) oraz rabat na pozostałe wzory chust.  
  • Temat. Dotychczas zrobiłam 5 chust na drutach (z czego 3 entrelakowe), a teraz uporządkowałam sobie bazową wiedzę o ich dzierganiu i mogę śmielej realizować własne koncepcje.
  • Termin. Część warsztatów odbywała się już w piątek, ale ja mogłam poświęcić na Drutozlot tylko 1 dzień.


Po warsztatach pokręciłam się jeszcze po hali, coś tam pomiziałam, w większości omiatałam tylko wzrokiem cudne moteczki, a omiatanie kończyłam na cenniku 😖 Harmider ustał, już spokojnie można było wszędzie podejść. No to teraz na obiad! Bufet zapewniały panie z Koła Gospodyń Wiejskich. Wydarzenie jest tak dobrze przygotowane, że z wyprzedzeniem znane i opublikowane na FB było wiele szczegółów: nie tylko nazwy sklepów, rozkład stoisk, terminy warsztatów, ale nawet menu kawiarenki oraz opcji obiadowej! Niestety, plan z obiadem po warsztatach nie wypalił. Gospodynie już odpoczywały, miski i podgrzewacze poskładane, "Przykro nam, z jedzenia już nic nie zostało, kasa podliczona." Trudno, zjem coś na dworcu. 

Jeszcze tylko najfajniejszy widok na toruńską starówkę z mostu.

Podsumowując:

Bardzo cieszę się, że wzięłam udział w Drutozlocie. Żeby wiedzieć jak jest i czy ten model imprezy mi pasuje. Jest ciekawie i dużo się dzieje. Ja jednak wolę spotkania bardziej kameralne. Dlatego raczej nie będę jeździć co roku, ale na pewno jeszcze kiedyś się wybiorę! 

Jeśli mogę coś zasugerować:

- warto zaplanować sobie czas

- warto wybrać jedną czy dwie z kilku możliwych aktywności - zakupy, spotkania z ludźmi, warsztaty, dzierganie na boku - i na niej się skupić (szczególnie przy ograniczonym czasie do dyspozycji, bo można  dostać zadyszki albo wyjść z poczuciem niedosytu)

- warto mieć listę zakupów - najlepiej pod konkretne, planowane projekty (tak radziła Dagna Zielińska i to jest bardzo dobra rada - nie przekroczyłam zakładanego limitu wydatków, miałam nawet spory zapas) 

- warto jechać ze znajomymi lub umówić się z tymi internetowymi na dokładny godzinę 

- warto szybko zgłaszać się na warsztaty, bo ponoć rozchodzą się jak ciepłe bułeczki

- warto być otwartym na rzeczywistość 

_______________________________________________

Oświadczam, że przy powstawaniu tego posta nie współpracowałam z żadną z wymienionych firm i osób oraz nie otrzymywałam za ich promowanie wynagrodzenia. Chciałam podzielić się wyłącznie swoimi doświadczeniami i wrażeniami. 

Komentarze

  1. Toż to istne szaleństwo! Nawet jak czytam Twoją relację to udziela mi się ta gorąca atmosfera🤪. Zapewne będąc na miejscu dopadł by mnie syndrom osiołka co to w żobie mu dano😄. Przy tak ogromnej ofercie produktów taka impreza powinna trwać kilka dni bo nawet przy najlepszym planie (dobrze że go miałaś) nie da rady wszystkiego ogarnąć. Takie spotkania zawsze dostarczają mnóstwo dobrej energii, pomysłów i oczywiście nawiązują się nowe znajomości.
    Szkoda, że to tak daleko bo włóczkowy świat też mnie głośno wzywa🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szaleństwo - to właściwe określenie! 'Syndromu osiołka' byłam świadoma i w sumie dobrze, że miałam mało czasu, więc nie miał kiedy mnie dopaść ;) Energia jest, przekazuję ją niniejszym dalej! Trzymaj się i do zobaczenia :)))

      Usuń
  2. Coś pięknego, fajnie poznać w realu kogos blogowego, jest rewelacyjnie ale dla mnie trochę przytłaczające albo bym tylko chodziła po hali albo tylko na kurs .Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, dobrze dostosować udział w tym wydarzeniu do własnej wrażliwości i odporności na bodźce ;) Dziękuję za komentarz Ulu i pozdrawiam Cię serdecznie :)))

      Usuń
  3. Od kilku lat zazdrością oglądałam fotorelacje z Drutozlotu, żałując, że nie mogę wziąć w nim udziału.
    Dzięki Twojej relacji mogłam poczuć atmosferę wydarzenia, a potem zamknąć oczy i wyobrazić tam siebie😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za komentarz Bokasiu! Cieszę się, że relacja pomogła Ci przenieść się na Drutozlot chociaż w wyobraźni. Mam nadzieję, że kiedyś się tam jednak spotkamy :)))

      Usuń
  4. I masz stuprocentową rację Reniu, że trzeba się w kilka osób skrzyknąć przed imprezą, a najlepiej jeszcze z kimś rozsądnym, bo można całkiem zawrotu głowy doznać ;0))
    Pozdrawiam serdecznie :0)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kimś rozsądnym, powiadasz? ;0))) Kolorowy zawrót głowy ;)
      A Ty Moniczko byłaś tam? Próbowałam wcześniej umówić się z Tobą mailowo, ale nie dostałam żadnej odp. Pozdrawiam :)))

      Usuń
    2. Poważnie!?
      Strasznie mi przykro :0(
      Zaraz to naprawię Reniu :0)
      Byłam 😌

      Usuń
  5. Hm, nigdy nie przyszła mi do głowy myśl, żeby się zjawić na takim zlocie... No, może jak będzie zlot czarownic, to się skuszę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co powiesz na zlot "dziergających czarownic"? ;))) Pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń
  6. Uwielbiam czytać to co piszesz...zgłoszę się na warsztaty z pisania...co do imprezy- choć nie jestem dziergająca to zachęcasz nawet laików do wzięcia udziału tak fajnie przeniosłaś swoje doznania że aż chce się być... Cudnie patrzeć jak dziergajaco rozkwitasz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) A warsztaty z pisania to proponuję u koleżanki komentującej poniżej - to prawdziwa finezja pióra! Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  7. Reniu, napisałaś świetną relację, jestem pod wrażeniem. Twoja pasja niesie Cię jak rydwan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. To ty prowadzisz ten rydwan:-)

      Usuń
    2. Powiem tak: rozwaliłaś mnie tym rydwanem! I jest to wrażenie jak najbardziej pozytywne :))) Dziękuję!

      Usuń
  8. Ale fajna relacja! Oddaje świetnie to, co przeżyłaś! Ja też miałabym "syndrom osiołka" a następnie - syndrom ogromnego zmęczenia i zadowolenia :) A tak z drugiej strony - jak to jest pięknie, jak pasja tak łączy ludzi! Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasja łączy ludzi i fajnie, że możemy tę łączność mieć na różne sposoby - że są blogi i nawet jak na żywo nie wyjdzie, to sobie poczytamy, pooglądamy, skomentujemy :) Ściskam Cię serdecznie :)))

      Usuń
  9. Jeżu, jeżu jak dobrze, ze mnie tam nie było- albo zbankrutowałabym, albo skończyła jak w/w osiołek, ew, zaczęli by poszukiwania ;) świetna foto relacja:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za tę relację i przyznam, że czekałam na nią :) Oddała ona atmosferę imprezy. Chciałabym kiedyś pojechać na taki Drutozlot, ale póki co z przyczyn zawodowych nie jest to możliwe. No i podobnie jak Ty, musiałabym mieć konkretny plan działań, żeby poradzić sobie z mnogością bodźców.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny motyw wydarzenia i na pewno niesamowite przeżycie, choć ja też wole nieco bardziej kameralne imprezy. Na większych się sama w sobie gubię :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam serdecznie ♡
    Cudowna relacja :) Zachwycona jestem! Ja po prostu uwielbiam tematyczne eventy, udało mi się być na kilku. Te emocje, ta atmosfera... no nie do opisania :) Widać na zdjęciach radość i szczęście, domyślam się, jak musiało być cudownie :) Kilkukrotnie zdarzały mi się wpadki, jak np. brak miejsca do spania przy kilkudniowych eventach, czy brak transportu, ale zawsze emocje takich spotkań wynagradzały mi wszystko :D Super zlot, naprawdę, cudowna pasja!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze są sposobem komunikacji z czytelnikami i zawsze bardzo mnie cieszą !!! Uprzedzam jednak, że komentarze zawierające linki, reklamy i autopromocje będą usuwane.