Juglon

Miłe to słowo - juglon. Przepływa dźwięcznie przez gardło, rozchodzi się gładko na języku, można mielić je w buzi, niczym orzechy. Juglans regia to łacińska nazwa orzecha włoskiego, zaś juglon to organiczny związek chemiczny z grupy barwników chinonowych, który występuje w liściach, korzeniach i łupinach orzechów. 


Mamy spore drzewo w ogrodzie, co roku rodzi dużo owoców. Grzech nie wypróbować tego barwnika! Pomysł i wiedzę zaczerpnęłam, jak zwykle, z bloga Dzikie Barwy - ten post. Najlepsze efekty dają zielone rośliny, bo w suszonych liściach juglon traci swe właściwości. A zielonych łupin owoców orzecha nie trzeba nawet gotować, możliwe jest barwienie na zimno! 

Zbierając orzechy do wysuszenia, tym razem nie wyrzucałam łupin, tylko sortowałam. Najbardziej ściemniałe poszły od razu na kompost, reszta  do gara. Moczyły się 5 dni, następnie gotowały 2 godziny. Łupiny były potem czarne jak węgiel!

Po odcedzeniu, do kąpieli barwiącej włożyłam 200 g surowej, merynosowej włóczki, tzw. bazy do farbowania. Podgrzewałam 2 godziny, a potem zostawiłam na ok. 16 godzin, żeby dobrze naciągnęła. Wyszedł ciemny brąz. Fantastyczny! Czekolada. Albo kawa? Smakowite skojarzenia w każdym bądź razie. Wełna nie zabarwiła się równomiernie, ma lekkie przyciemnienia (bo w garze miała za ciasno). Moim zdaniem to nadaje jej dodatkowej atrakcyjności.


Kąpieli jeszcze nie wylewałam, zaprawiłam siarczanem żelaza i włożyłam coś innego. Nie miałam już tej włóczki do farbowania, lecz nabytą w Action jasną, chińską wełnę (z 2 % dodatkiem poliestru). Zrobiła się na szaro 😏 Jak to z siarczanem.

Orzechów było oczywiście tak dużo, że nie wyzbierałam wszystkich za jednym podejściem. Zwykle zajmuje to 2 tygodnie, a najlepiej gdy opadaniu owoców pomoże silny wiatr. Szkoda było mi tych łupin z kolejnych zbiorów, więc też wrzucałam je do garnka i zalewałam wodą. Odstały kilka dni, następnie zlałam płyn i moczyłam kolejny nawój przez 2 doby. Tak przerobiłam  opcję 'farbowania na zimno' i mam sposób na oliwkę!

 

Zawsze używam włókien naturalnych, możliwie nieobrobionych i nie farbowanych, albo białych. Chodzi o zbadanie możliwości barwiących roślin, które mam pod ręką. O niebanalne odcienie. O eksperyment, zabawę, niespodziankę. Wreszcie o unikatowe dzianiny jakie powstaną, w zgodzie z naturą, w rytmie slow. Gdy pisałam o kolorowaniu szczawiem, Ania w komentarzach wyraziła chęć obejrzenia oryginalnego koloru włóczek, sprzed farbowania. Tym razem jest obraz dla porównania. Z prawej surowy merynos, z lewej motasy z Action - Giant Wool Yarn marki Alison&Mae. 

A tu cały 'orzechowy zestaw 2023'. Na zdjęciach robionych na zewnątrz trochę nieprawdziwie wyszedł szary - jako stalowy. W rzeczywistości jest cieplejszy, bardziej beżowo-szary. Więc cyknęłam zdjęcie we wnętrzu - tak jest lepiej, choć tym razem oliwka wyszła zbyt żółta. Ach te kolory!


Jestem zachwycona mocą juglonu!!! Orzechowe farbowanie wpiszę na stałe w grafik prac jesiennych! A w przyszłym roku musowo więcej ciemnego brązu trzeba zrobić, bo mam apetyt na fajny sweter.

Tego lata jednak mało barwiłam. Zasuszyłam za to duże zapasy różnych kwiatów, liści, gałązek. W sumie ponad 2 kg surowca. Jest nawet nadzieja na odcienie czerwieni!  



Komentarze

  1. O farbowaniu łupinami orzechów wiedziałam (sam fakt, że barwią dłonie na brązowo przy obieraniu z łupin), jednak nigdy nie próbowałam (wydaje mi się, że taki barwnik jest mało trwały). Twoje próby farbowania wyszły cudownie - otrzymałaś trzy oryginalne kolory. Warto pokusić się o pofarbowanie wełny na większy projekt. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - to że coś ręce farbuje, może być wskazówką ;) Dziękuję za komentarz Antonino! Również pozdrawiam :)))

      Usuń
  2. Co za post, fajnie że tak napisze kombinujesz z farbowaniem, kolorki wyszły urocze, te zasuszone roślinki też do farbowania czy na herbatkę?Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasuszone na farbowanie. Na herbatę może też zacznę, bo zielarstwo jest wciągające :) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Każdy kolor wyszedł piękny. Niemal czuję zapach tych świeżych orzechowych łupin, który po prostu uwielbiam, nie potrafię przejść obok tego drzewa żeby choćby nie potrzeć listeczka. Nie wiedziałam, że to co się tam kryje nazywa się juglon. Ciekawa też jestem jak intensywnie pachnie taki gar do farbowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdradzę Ci - skondensowany zapach z gara jest tak intensywny, że nie do wytrzymania ;) Przypominał mi szpitalne korytarze po dezynfekcji :(
      Na szczęście tu liczy się kolor!

      Usuń
  4. Ja niestety tak nie mogę bo wełn mnie gryzie, ale fajne kolorki Ci wyszły. Pytanie tylko czy nie będą farbować po zrobieniu swetra, bo by szkoda było całej Twojej roboty !!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ ostatnim etapem farbowania jest dokładne płukanie - aż woda będzie przejrzysta - odpowiedź na pytanie o trwałość koloru jest już znana. Gotowy sweter nie powinien farbować. Dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  5. WOW, ależ wiedza tajemna! Jestem pod wrażeniem Twoich alchemicznych zdolności. Mam orzechy na działce - w przyszłym roku może spróbuję... Ale co z tym siarczanem żelaza? Brzmi bardzo toksycznie. Skąd wzięłaś taki składnik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne wow. Bokasiu - jesteś WOW koleżanką :)))
      Orzechowe próby farbiarskie polecam! Siarczan żelaza może i brzmi groźnie, ale chemicznie to sól żelaza i kwasu siarkowego, wykorzystywana też w medycynie czy ogrodnictwie - jako nawóz do trawników. Ja mam go właśnie w tej postaci - worek nawozu 'Antymech' z ogrodowej szopki ;) W farbiarstwie stanowi zaprawę, pomaga wnikać pigmentom w włókna oraz uzyskać ciemniejsze i zimniejsze odcienie.

      Usuń
  6. Zawsze myślałam, że juglon to czyste zło bo nic nie chce rosnąć pod moim orzechem. Jednak po przeanalizowaniu za i przeciw okazuje się, że jest też kilka plusów. Właśnie udowodniłaś że świetnie sprawdził się w procesie farbowania wełenki. Zyskałaś bardzo ciekawe kolory, które teraz trzeba tylko wrzucić na druty.
    Osobiście polecam nalewkę z zielonych orzechów. Cudowne lekarstwo na problemy żołądkowe😌 Stosować z umiarem! 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano każda rzecz może mieć swoją jasną stronę ;) Co do nalewki, dziękuję za polecenie (w celach zdrowotnych rzecz jasna!) i właśnie zastanawiam się, czemu mój mąż jeszcze na to nie wpadł? W następnym sezonie mu przypomnę, zanim wszystkie łupiny skończą w farbiarskim kotle ;)
      Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  7. Nigdy nie słyszałam o takiej technice, brzmi niezwykle ciekawie. Efekt wow jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za odwiedziny i zainteresowanie tematem :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze są sposobem komunikacji z czytelnikami i zawsze bardzo mnie cieszą !!! Uprzedzam jednak, że komentarze zawierające linki, reklamy i autopromocje będą usuwane.